Jesteś otyły czy może masz tylko nadwagę. Co pozwala sklasyfikować ludzi pod tym względem? Określa to współczynnik BMI – czyli Body Mass Index. To wynik dzielenia ciężaru ciała (wyrażonego w kg) przez kwadrat wzrostu (wyrażonego w metrach). Gdy BMI osiąga wartość powyżej 25 – masz nadwagę, ale gdy przekracza 30 – to już oznaka otyłości. Żeby być obrazowym – zaawansowani biegacze mają zwykle BMI na poziomie 21-22, ale już BMI rekordzisty świata w maratonie, Kenijczyka Paula Tergata, wynosi 18,7 (62kg/1,82m). Im niższe BMI, tym łatwiej biegać, ale – w drugą stronę – im więcej biegania, tym niższe BMI! Warto o tym pamiętać, gdy nadwaga zaczyna przeszkadzać.
Moda na bieganie wzięła swój początek w chęci zapobiegania negatywnym skutkom rozwoju cywilizacyjnego, którego najbardziej widocznym obrazem jest dzisiaj nadwaga i otyłość całych społeczeństw, będące źródłem najpoważniejszych chorób. I z tej przyczyny utrzymanie właściwej wagi ciała stało się obsesją wielu ludzi, którzy decydują się na katorgi na biegowych trasach, by wysmażyć trochę swoich rezerw tłuszczowych. Czy bieganiem można sobie pomóc?
Dzisiaj jedno jest pewne – odchudzanie musi być prowadzone dwutorowo. Po pierwsze: zmiana złych nawyków żywieniowych, a po drugie: systematyczna aktywność fizyczna. Piramidy zdrowego żywienia, które budowali od lat 70. specjaliści od dietetyki mało komu przynosiły oczekiwane efekty. Dieta była, efektów nie było – mówiono najczęściej. Powód? Każdy kto myślał, że uda mu się schudnąć poprzez stosowanie odpowiedniej diety, omijając konieczność regularnej aktywności fizycznej (z tak znienawidzonym potem w roli głównej!) był z góry skazany na niepowodzenie. Dopiero na początku tego wieku powstała piramida, której podstawą jest… systematyczny ruch. I to ona ma szansę odchudzić świat. Ale po kolei…
Głodówki odchudzające? Błąd! Wyjaławiają organizm z witamin i minerałów, niszcząc go. Mogą przynieść więcej kłopotów, niż sukcesów, także później, gdy wystraszony organizm zacznie gromadzić tym więcej tłuszczu na wszelki wypadek. Paradoksalnie – żeby chudnąć trzeba jeść!
Co jeść? Podstawą zdrowego żywienia powinny być dobre węglowodany, czyli pozyskiwane z ciemnego pieczywa, albo z pieczywa z mąk jasnych wprawdzie, ale wzbogacone ziarnami słonecznika, dyni albo sezamu. Do tego polecane są kasze, nie łuskany ryż lub płatki zbożowe.
Odetchną ci, którzy lubili okrasić posiłek tłuszczem. To rewolucja w zwalczaniu nadwagi! Do tej pory tłuszcze były na samym szczycie piramid żywienia, a to znaczyło, że baaardzo rzadko powinny gościć na stole ciężarowców. Dlaczego nastąpiła taka zmiana w myśleniu? Tłuszcze są organizmowi niezbędne, by w nim rozpuszczały się nierozpuszczalne w wodzie witaminy A, D, E i K. Bez tych witamin nie można z kolei przyswoić wielu minerałów, decydujących o naszym zdrowiu. Jest jednak pewne ale. Nadużywane dotąd tłuszcze zwierzęce trzeba wypierać roślinnymi. Idealnie, jeśli będzie ich mniej więcej pół na pół. Tłuszcz roślinny znajdziemy nie tylko w różnego rodzaju oliwach, ale także np. w orzechach. Zdrowe są też nasiona roślin strączkowych (m.in. soja, fasola, groch, bób, soczewica). Żywieniowcy chwalą również ryby, drób (z wyjątkiem kalorycznej skóry) i jajka, ale umiar w ich spożywaniu (jak zresztą wszystkiego) jest wskazany.
Warzywa – bez ograniczeń, byle surowe lub gotowane na parze. Gotowanie w wodzie wyjaławia je, zdecydowanie obniżając ich zalety. Owoce – bardzo polecane, ale słodkie owoce są kaloryczne, więc ostrożności nigdy za wiele.
Drugim, równoległym torem należy prowadzić odchudzanie systematycznym ruchem. To on pozwoli spalić energię pozyskaną wraz z jedzeniem w ciągu całego dnia. Jeżeli bilans zysków i strat będzie równy – nie będzie nadwagi, ale aby schudnąć trzeba więcej spalać niż dostarczamy. Trzeba jednak wiedzieć, że otyłym odradza się biegać. Łatwo wtedy o przeciążenia i problemy natury ortopedycznej. Najpierw długie spacery, dłuugie pływanie, dłuuugie wycieczki rowerowe, a najlepiej… dłuuuugie chodzenie w górę i w dół po schodach. To ostatnie jest najbardziej polecane tłuściochom! Jesteś otyły? Zaręczam: polubisz najbliższy wieżowiec! Nic tak bowiem nie zużywa energii, jak długotrwałe wstępowanie i schodzenie po schodach! Najlepiej takie, które zapiera dech w piersiach, do zadyszki.
Dopiero gdy waga spadnie, można zacząć biegać. Jak zaczynać? Im dłużej, tym lepiej, gdyż ilość wysmażonego tłuszczu z organizmu jest tym większa, im dłużej trwał wysiłek. Oczywiście, aby biec długo, musisz biec wolno! Przy szybkim biegu szybko wypalą się węglowodany, a gubienie tłuszczu bez niego to skazanie się na nieziemskie męczarnie! Tłuszcze palą się bowiem dobrze tylko w ogniu węglowodanów. Trzeba założyć, że 30 minut biegu to minimum opłacalności biegania. Spokojnie, ale do przodu. Z czasem będziesz wydłużał dystans.
Po godzinie biegu bez zatrzymania niemal słychać jak wypalany tłuszcz skwierczy pod skórą, ale już przy 2-3 godzinach aktywności, aby chudnąć koniecznie musisz… jeść! Należy na bieżąco, co 20-30 minut uzupełniać wypalone węglowodany. Banany, batony lub żele energetyczne, podlewane dużą ilością płynów, zapewnią ci dużą skuteczność odchudzania i pełnię zdrowia. Szerokiej drogi i… smacznego!
Jerzy Skarżyński